wtorek, 5 sierpnia 2014

Kobieta bez właściwości



Kiedyś miałam swoje małe pasje. Kosmos, góry, muzykę. Studia -  z wyboru, nie z przymusu; fajną pracę na początek. Dobrego męża i najlepszego przyjaciela. Po dłuższym czasie starań na świat przyszło najcudowniejsze dziecko na świecie. Nie zmieniłabym niczego. Prawie. Gdzieś znikłam ja jako ja – stałam się kobietą bez właściwości. Okropnym życiowym tchórzem.

Coś przeminęło z wiatrem, ale czas nadszedł, by wejść w nowy wspaniały świat, pożegnać wściekłość i wrzask, sto lat samotności. Powiedzieć: żegnaj smutku, stoczyć wojnę światów, obrócić wszystko w żart. Zerwać z fikcją, obudzić się z głębokiego snu. Odbyć cudowną podróż w poszukiwaniu straconego czasu. Zanurzyć się w intertekście. I znaleźć. Coś. 

Przypomnieć sobie, że życie to nie tylko garnki, pieluchy i zakupy. Że istnieje świat. Książka, film, muzyka. Podróż, taniec, śmiech. Że mam głowę, a w niej mózg. Że organ nieużywany zanika. 

Jako że do tej pory wrodzony cynizm nakazywał zbywać uśmiechem wszelkie przejawy hamerykańskości oraz ignorować hasła w stylu  „inspiracje!!” i „kreatywność!!” na profilach znajomych, może być ciekawie. No dobra, niech w końcu będzie ciekawie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz