...ale nie chciało mi
się go napisać. Przekleństwo prokrastynacji. Znacie? Rozumiecie? Kultywujecie? Ja
tak. To jak religia, nawet nazwa nieźle brzmi (dodatkowo bycie po prostu leniem jest zbyt ograne). Jestem mistrzynią odkładania na
później. Dotyczy to zarówno kwestii dość ważnych, życiowych, jak i codziennych
pierdół.
Blisko 10 lat zwlekam ze zrobieniem prawa jazdy. Cztery lata – ze zrobieniem
kursu DTP. Trzy lata – ze zrobieniem doktoratu, do którego gorąco dopingował
mnie mój promotor. Przy każdej chorobie zwlekam z pójściem do lekarza. Moje języki
obce leżą i kwiczą, a specjalnie kupione podręczniki zarastają mchem i
porostami. Nawet nowych ubrań nie noszę, tylko odkładam je na okazje, które być
może nigdy nie przyjdą. Kupionym kosmetykom kończą się terminy ważności (a
przecież miałam wcierać, aby być piękną, masować, aby być szczupłą,
pielęgnować, aby być zadbaną). Nie mówiąc o 30 parach szpilek, na które nie
było okazji. Po prostu nie nadszedł ich dzień. Nie noszę pięknej biżuterii od
męża, bo „za mała okazja”. Nie ćwiczę, choć mam milion internetowych zakładek z
od dawna zbieranymi ćwiczeniami. Nie piekę, choć mój folder z wypiekami już
puchnie. Nie czytam książek, które namiętnie kupuję (a przynajmniej nie czytam
na tyle dużo, żeby nie robiły się kolejki na półkach). Nie jeżdżę na nowo kupionym rowerze,
chociaż „może akurat jutro”. Nie chodzę na basen, bo „dziś nie jest ten dzień”.
Nie idę na wino, bo „nie mam z kim zostawić syna”. Od kilku lat uzupełniam listę filmów, które „muszę koniecznie zobaczyć!”. Gdybym jeszcze odwlekała tylko obowiązki, ale nie, przecież przyjemności też zostawiam na nieokreślone kiedyś tam. Kosmetyczki, manikiurzystki, fryzjerki. Puentę tego wpisu też
odkładam na później. Chociaż nie – sam
się podsumował.
PS Mogłabym w zasadzie
napisać jednym zdaniem – całe życie odkładam na później.
PPS Tak bardzo chcę to
zmienić. Od jutra.
Pamiętaj ... Życie to nie film - powtórki nie będzie
OdpowiedzUsuń